wtorek, 30 sierpnia 2016

Motywacja- złośliwa bestia


Zdjęcie ze strony cognitus.pl



Nie będę się miło wypowiadać o motywacji, bo już nie raz się na niej zawiodłam. A jestem osobą, którą trudno jeszcze raz do siebie przekonać, jak już raz straciło się moje zaufanie. A z tą motywacją jest właśnie tak, że nigdy nie można na niej polegać...
Gdy już się pojawia- możemy przenosić góry, ćwiczyć w dzień i w nocy, żywić się słońcem i wodą. Ale ta zdradliwa przyjaciółka szybko nas opuszcza, zostawiając poczucie porażki i zniechęcenia.



Co zrobić, by zatrzymać ja przy sobie na dłużej?
Jest na szczęście kilka sposobów.



1. Wyznaczaj sobie małe cele.
Zamiast postanowienia, ze schudniesz 30kg, zaplanuj zrzucenie 5kg. Zajmie Ci to mniej czasu, będziesz mieć cel wciąż na oku a efekty będą widoczne szybko, co doda Ci siły. Zawsze możesz schudnąć kolejne 5kg...



2. Nie zmieniaj drastycznie diety.
Rezygnowanie od razu ze wszystkiego, co do tej pory jadłaś wprawi Cię w poczucie straty i szybko zniechęci.
Zacznij od małych kroków. Na początek naucz się pić odpowiednią ilość wody. Następnie zrezygnuj np. z ziemniaków. Gdy już się z tym oswoisz, odstaw pieczywo. Wierz mi, że już na etapie odstawiania pieczywa będziesz szczuplejsza/szy o kilka kg.



3. Znajdź w swoim otoczeniu kogoś kto: jest dla Ciebie wzorem do naśladowania, kto coś osiągnął dzięki samozaparciu i ciężkiej pracy. Np. kogoś, kto rzucił palenie, kto dużo schudł, kto zdobył wymarzoną pracę. Staraj się tej osobie dorównać.
Znajdź też drugą osobę, ktora jest w gorszym położeniu niż Ty. Zastanów się, jak możesz jej pomóc i rób to. To Cię trochę podbuduje i doda wiary we własne siły.



4. Dobieraj przyjaciół.
Otaczaj się ludźmi, którzy wiedzą, że się odchudzasz i wspierają Cię w tym. Niech to będą osoby radosne, życzliwe, empatyczne. Takie, przy których nie musisz udawać kogoś innego, lepszego, ładniejszego, fajniejszego...

5. Nie patrz wstecz.
Potknięcia to naturalna rzecz i nie warto o nich pamiętać. Otrzep ręce, powiedz sobie TRUDNO, i dalej rób swoje. Umiej sobie wybaczać i zaakceptuj to, że nie jesteś doskonała/y. Nikt nie jest 😉



6. Ten punkt jest najważniejszy.

Nie zmuszaj się do odchudzania.
Każdy, kto dużo schudł mówi jedno: pokochaj siebie i swoje ciało. Myślisz sobie: jak mam pokochać swoje ciało, skoro ono jest takie brzydkie? Otóż nie chodzi o miłość do swojej figury, ale do swojego ciała, organizmu. Zacznij szanować i kochać swoje ciało, jakby było Twoim dzieckiem. Dawaj mu wszystko, co najlepsze. Pielęgnuj je. Rozpieszczaj: zdrowym jedzeniem i piciem, sportem, relaksem. Dowiedz się, czego Twoje ciało potrzebuje, by być zdrowe i silne i daj mu to. Niech będzie jak piękna roślina, którą podlewasz i nawozisz, żeby pięknie zakwitła.
Jeśli jesteś mamą, przypomnij sobie, jak byłaś w ciąży i jak bardzo dbałaś wtedy o siebie. Teraz też możesz to robić 😊 pokochaj siebie!

piątek, 12 sierpnia 2016

Efekt jojo- eksperyment

Wakacje, słońce, plaża... Czyli lody, zimne napoje, fast-foody. I jeszcze raz lody 🍨😃
Zmora każdego, kto lubi to wszystko jeść a akurat pięknie się odchudził i nie chciałby znowu przytyć. Czyli konkretnie jest to moja zmora 😐

Sierpień upływa mi pod znakiem eksperymentu żywieniowego.
Czy da się pogodzić zachcianki wynikające z "letniego trybu życia" ze zdrowym trybem życia?
Postanowiłam to sprawdzić na sobie.

Większość treningów odpuściłam sobie totalnie. Zrobiłam może ze trzy spacery 6cio kilometrowe.
Do menu wprowadziłam pieczywo- trochę białego, trochę ciemnego. Była też: pizza, kebab, piwo, cola, ciasto, ciasteczka owsiane, ziemniaki, czekolada, naleśniki, późne kolacje, późne śniadania.
Oczywiście to nie były moje regularne posiłki tylko nazwijmy to weekendowe. Ale nie było ich mało.
Mimo wszystko starałam się jeść owoce i warzywa, pić wodę i jeść co 3godz.
Byłam trochę przerażona tym, co mogę zobaczyć na wadze. Spodziewałam się bowiem kilku kilogramów nadwyżki.

Ale nic takiego się nie stało. Waga utrzymuje się na swoim miejscu. Ufff 😃
To, co zrobiłam w sierpniu, uświadomiło mi, że na moją otyłość pracowałam latami. Nie przytyłam w ciagu miesiąca czy dwóch, ale miesiąc po miesiącu, centymetr po centymetrze rosłam "niezauważalnie".

Przede mną jeszcze kilka dni dyspensy od diety (jadę z wizytą do rodziców, a wiadomo, że nie ma jak u mamy, wszystko smakuje najlepiej... A rodzice ciągle nas karmią, bo takie wychudzone te dzieci... 😉)
Ale już po powrocie zaczynam test nowej diety. Jeszcze mało o niej wiem, trochę nawet się jej boję.
Ale przede mną jeszcze 13kg do zgubienia, spodnie o rozmiarze S do wciśnięcia na tyłek, więc nie ma na co czekać.

Dziękuję mojemu cudownemu mężowi za to, że widział, co w siebie pakuję i nie grzmiał. Chyba ufa w to, że wiem, co robię.
Nam nadzieję, że faktycznie wiem 😖