niedziela, 19 czerwca 2016

Przepis na makaron z rukolą

Czas wykonania- 15, 20min, wliczam tu czas na zagotowanie wody na makaron 😉
Ilość porcji- 4

Koszt- ok 20zł całość, bez kosztu łososia i pomidorków

To super proste danie, bardzo smaczne i co najważniejsze - nisko glikemiczne.

Do wykonania potrzebujesz:
* paczkę rukoli
* makaron wstążki, tagliatelle, najlepiej razowy lub z pełnego przemiału
* śmietany 18%, gęstej
* kostkę fety
* Bazylię, najlepiej świeżą
* Sól i pieprz do smaku
* Może być też pieczony łosoś oraz pomidorki cherry

Makaron gotujesz wg przepisu na opakowaniu. Najlepszy będzie al'dente, ma niższy indeks 😉

W między czasie w małym garnuszku zagotowujesz śmietanę, dodając do niej pokrojoną w kostki fetę oraz rozdrobnione listki bazylii. Ser trochę niech się rozpuści co doda śmietanie smaku. Doprawiasz pieprzem, najlepszy jest świeżo zmielony. Jeśli nie masz świeżej bazylii może być suszona. Ilość ziół dowolna. Zrób tak, jak lubisz.

Na talerzu najpierw ląduje rukola. Mi zajmuje ona pól talerza, bo bardzo ja lubię. Na rukolę układasz makaron, polewasz go sosem. Dla smaku możesz dodać pomidorki koktajlowe.
Danie możesz też zrobić w wersji z łososiem.
Upieczoną w piekarniku rybkę układasz w drobnych kawałkach na samej górze 😃

Proste, nie?

Smacznego 😋

sobota, 18 czerwca 2016

Uwaga kryzys

Dopadło mnie po pięciu miesiącach beztroskiego, spokojnego odchudzania. Mam kryzys 😞



Zaczęło się od tego, że wraz z kontuzją kolana runęły moje plany wzięcia udziału w biegowej  imprezie sportowej. Tyle przygotowań, pracy i wysiłku. Wszystko na nic.



Poziom motywacji spadł drastycznie. Nie mogę biegać, aż kolano nie wydobrzeje. A może już nigdy nie będę mogła? Może to nie dla mnie? To co mam robić? Tak się broniłam przed tym bieganiem, aż w końcu je polubiłam. Po biegu czułam, że naprawdę daję z siebie wszystko. Co mi teraz pozostało?



Znów czuję się gruba i ciężka. Przestałam pić i jeść regularnie.




Czy jest na sali lekarz?



Potrzebuję kopa. Motorka do działania. Coacha. Przywódcy duchowego i wodza.
Jak znaleźć w  sobie to, co miałam jeszcze dwa tygodnie temu, a zgubiłam gdzieś po drodze?




Gdzie moja siła?




Gdzie horyzont?

niedziela, 5 czerwca 2016

Dlaczego nie lubimy kaznodziejów

Od pewnego czasu odwiedza mnie w sklepie kaznodzieja, kapłan chrześcijańskiego kościoła. Pierwsza wizyta była bardzo sympatyczna. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i pożegnaliśmy w radosnych nastrojach. Kolejnym razem było trochę sztywniej, ale również sympatycznie. Za trzecim razem solidnie mnie wkurzył.
Przywitał się i zapytał, czy byłam dziś w kościele. Zatkało mnie. W tym samym czasie zadzwoniła moja mama. Czekałam na ten telefon, więc przeprosiłam kaznodzieję odbierając telefon. Powiedział, że porozmawiamy następnym razem.

Co mnie tak zdenerwowało? Dlaczego czuję się przy tym człowieku co raz gorzej?

Długo nie mogłam sobie tego wytłumaczyć i zrozumieć, ale już wiem.

Kaznodzieja postawił się ponade mną, próbował mnie pouczyć. Poczułam się oceniona, gorsza i postawiona pod ścianą. Miałam się Mu tłumaczyć? Dlaczego On mnie o to pyta? Nic o mnie nie wie, a przychodzi do mojego sklepu i pyta, czy byłam w kościele!
Uznałam to za pychę.

A potem przyszła refleksja: czy ja nie zachowuję się czasem podobnie?
Wszyscy widzą, że znacznie schudłam. Właściwie moje życie toczy się teraz wokół diety i sportu. Dużo o tym mówię, może nawet czasem się wymądrzam? Suszę mężowi głowę, gdy je słodycze, wciskam swoje jedzenie. Najchętniej każdą grubszą dziewczynę zapędziłabym do ćwiczeń i mojej diety.

Czy to nie jest pycha? Dlaczego uważam, że to jedyna słuszna ścieżka? Dlaczego staję się fanatyczką i każdego chcę"uzdrowić"?

Powolutku staję się tym kaznodzieją. On myśli, że gdy nie będzie mówił ludziom o Jezusie,  oni nigdy się o nim nie dowiedzą i nie zostaną zbawieni. Ja- jakbym uważała, że gdy nie będę każdemu mówić o zdrowym stylu życia, to nikt się nie dowie że może schudnąć i być zdrowszym.

Dlatego wybaczcie moją ciągłą paplaninę. Już nie będę o tym mówić na każdym kroku. Kto będzie ciekaw, zajrzy na bloga, sam mnie zapyta. Nie będę już nikogo zachęcać, bo musi to wyjść samo z człowieka, nie pod naciskiem. Będę służyć pomocą dopiero, gdy ktoś mnie o nią poprosi.
Przepraszam 😊

środa, 1 czerwca 2016

Nie słuchaj "złych" podszeptów

Spotykam się często ze stwierdzeniem, że "mam gdzieś jak wyglądam, wygląd to nie wszystko, albo mnie taką akceptują albo nie... itp."

Zauważ, że tak mówią ludzie z lekką nadwagą. Tacy, którzy nie mają problemów z bolącymi stawami, kręgosłupem. Ludzie, którzy nie borykają się ze stanem przed cukrzycowym lub cukrzycą. Ci, co biegnąc do autobusu nie ryzykują utratą przytomności. Oni niczym nie ryzykują. My ryzykujemy wszystkim.

Osoby otyłe borykają się nie tylko z problemami natury fizycznej. Skąd to wiem? Z autopsji.
Nazywam to "syndromem torebki" oraz "szczęśliwy znalazca".
Syndrom torebki to sposób noszenia torebki tak, żeby zasłonić brzuch. Oczywiście tylko nam się wydaje, że cokolwiek zasłaniamy, ale czujemy się lepiej, gdy trzymamy ją z przodu. Gdy rodzaj torebki uniemożliwia takie noszenie, zasłaniamy się rękoma, trzymając je w okolicy brzucha.
Szczęśliwy znalazca to osoba, która często znajduje drobne na chodniku. To na przykład ja. Dlaczego mam takiego farta? Bo nie patrzę przed siebie, tylko pod nogi. Wydaje mi się, że nie patrząc na ludzi sama staję się niewidzialna. Nie zwracam na siebie uwagi.

Ubiór też dużo o nas mówi. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio ubrałam się kobieco. No bo co ze mnie za kobieta? Z takimi boczkami i podwójnym podbródkiem? Lepiej ubrać się na czarno w luźne bluzy i getry niż narazić się na śmieszność zbyt śmiałym strojem.


Szczupli nie mają takich problemów, chodzą wyprostowani, uśmiechnięci, dumni. I tak jak syty nie zrozumie głodnego, tak szczupły nigdy nie będzie wiedział, jak to jest być grubym.
Dlatego nie słuchaj tych, co podcinają Ci skrzydła, krytykują Twoje próby zrobienia dla siebie czegoś dobrego. Ta walka jest ważna, bo dotyczy Ciebie. A nikt tak o Ciebie nie zadba jak Ty sam/a.
Dużo czytaj, porządnie się odżywiaj, dużo się ruszaj. Umaluj się pięknie i idź na spacer 😃

Szybkie ćwiczenie charakteru:
Idź zatłoczonym chodnikiem, samym środkiem. Głowa do góry, pierś do przodu. I nie waż się komukolwiek zejść z drogi. Wszyscy widzą że idziesz i niech ustąpią Ci miejsca. Najwyżej kogoś szturchniesz. Dla mnie to wciąż trudne ćwiczenie 😒


Podobno najbardziej zazdrościmy innym sukcesu. Więc nie przejmuj się opinią znajomych. Rób swoje na przekór i wbrew wszystkiemu.
I pamiętaj, że złego szeptacza masz też w sobie. Nie słuchaj go 😃