czwartek, 28 kwietnia 2016

O diecie- początek podróży z plecakiem 88kg

Jak to zwykle bywa, postanowiłam wziąć się za siebie od 1go stycznia. Nigdy nie robiłam postanowień noworocznych, więc nie miałam nic do stracenia. Najwyżej zasilę grono tych, co próbowali, ale nie wyszło.
Nie chciałam zaczynać żadnej konkretnej diety. No bo co, jeśli akurat nie będę mogła zjeść tego, co autor menu miał na myśli? Pracuję od 9tej do 17tej i trochę mi się nie uśmiecha jedzenie zimnego obiadu z pudełka.
Żeby jakoś zacząć wyznaczyłam sobie trzy cele:
1.Zaczynać dzień od szklanki wody z sokiem z połówki cytryny. W miarę możliwości pić tą miksturę przed każdym posiłkiem, od czasu do czasu dodając młody jęczmień. Jest naprawdę ohydny, więc nie robię tego zbyt często, przyznaję się…
2. Jeść pięć posiłków dziennie co trzy godziny. Nigdy nie zapominać o śniadaniu a kolację zjeść najpóźniej o 18tej. Pić wodę bez gazu.
 3. Odstawić słodycze 😞 ten punkt jest dla mnie osobistą tragedią, ponieważ kocham czekoladę, batoniki i ciasta. Ale tym tematem zajmę się później, na pewno coś da się zrobić w tej kwestii…
Podobno nasz organizm jest takim cwaniakiem, że gdy narzucimy mu zbyt dużo nowości na raz, ten buntuje się szepcząc nam do ucha, że nie warto się męczyć i lepiej się poddać już na starcie.
 Dlatego plany o odchudzaniu snuję sobie po cichutku, od czasu do czasu przemycając coś nowego. Chyba dla tego wszystkie poprzednie zrywy kończyły się po dwóch tygodniach.
 Dziś mija czwarty miesiąc mojej walki o siebie, jestem lżejsza o 15kg. Ale o tym na razie sza, bo usłyszy o tym ta szelma we mnie, która wciąż się poddaje i będzie po odchudzaniu…


A jaki był Twój początek? Ile razy udało Ci się poddać i zaczynać wszystko od nowa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz