piątek, 4 listopada 2016

Motywacji brak. Jest Determinacja.


Tragedia.
Od ostatniego posta upłynęło już sporo wody. Czy w tym czasie próżnowałam?
Tak!
Czy zarzuciłam swoją dietę?
Tak!
Czy przytyłam?
Tak, tak, tak!!!
To, co sobie zrobiłam jest karygodne! Przydałby się jakiś psycholog, który powiedziałby mi, dlaczego dążę do samo destrukcji. Może jednak zajadam stres? Może to jedzenie kompulsywne? Nie wiem 😞
Teraz, gdy pogoda jest zimna i deszczowa, ciężko jest fruwać na samych owocach, warzywach i jogurcikach... Usprawiedliwiam się?
Tak!
Dlatego zapisałam się na siłownię. Koniec leżenia plackiem i podjadania!!! Do roboty.
Wybrałam godziny poranne, bo po pracy czeka na mnie dziecko, dom itd... Rano jest ok.
Pierwszy trening za mną. Powiało optymizmem i mocą. Teraz tylko wytrwać do wiosny w pełnym ruchu a potem będzie już z górki.

wtorek, 30 sierpnia 2016

Motywacja- złośliwa bestia


Zdjęcie ze strony cognitus.pl



Nie będę się miło wypowiadać o motywacji, bo już nie raz się na niej zawiodłam. A jestem osobą, którą trudno jeszcze raz do siebie przekonać, jak już raz straciło się moje zaufanie. A z tą motywacją jest właśnie tak, że nigdy nie można na niej polegać...
Gdy już się pojawia- możemy przenosić góry, ćwiczyć w dzień i w nocy, żywić się słońcem i wodą. Ale ta zdradliwa przyjaciółka szybko nas opuszcza, zostawiając poczucie porażki i zniechęcenia.



Co zrobić, by zatrzymać ja przy sobie na dłużej?
Jest na szczęście kilka sposobów.



1. Wyznaczaj sobie małe cele.
Zamiast postanowienia, ze schudniesz 30kg, zaplanuj zrzucenie 5kg. Zajmie Ci to mniej czasu, będziesz mieć cel wciąż na oku a efekty będą widoczne szybko, co doda Ci siły. Zawsze możesz schudnąć kolejne 5kg...



2. Nie zmieniaj drastycznie diety.
Rezygnowanie od razu ze wszystkiego, co do tej pory jadłaś wprawi Cię w poczucie straty i szybko zniechęci.
Zacznij od małych kroków. Na początek naucz się pić odpowiednią ilość wody. Następnie zrezygnuj np. z ziemniaków. Gdy już się z tym oswoisz, odstaw pieczywo. Wierz mi, że już na etapie odstawiania pieczywa będziesz szczuplejsza/szy o kilka kg.



3. Znajdź w swoim otoczeniu kogoś kto: jest dla Ciebie wzorem do naśladowania, kto coś osiągnął dzięki samozaparciu i ciężkiej pracy. Np. kogoś, kto rzucił palenie, kto dużo schudł, kto zdobył wymarzoną pracę. Staraj się tej osobie dorównać.
Znajdź też drugą osobę, ktora jest w gorszym położeniu niż Ty. Zastanów się, jak możesz jej pomóc i rób to. To Cię trochę podbuduje i doda wiary we własne siły.



4. Dobieraj przyjaciół.
Otaczaj się ludźmi, którzy wiedzą, że się odchudzasz i wspierają Cię w tym. Niech to będą osoby radosne, życzliwe, empatyczne. Takie, przy których nie musisz udawać kogoś innego, lepszego, ładniejszego, fajniejszego...

5. Nie patrz wstecz.
Potknięcia to naturalna rzecz i nie warto o nich pamiętać. Otrzep ręce, powiedz sobie TRUDNO, i dalej rób swoje. Umiej sobie wybaczać i zaakceptuj to, że nie jesteś doskonała/y. Nikt nie jest 😉



6. Ten punkt jest najważniejszy.

Nie zmuszaj się do odchudzania.
Każdy, kto dużo schudł mówi jedno: pokochaj siebie i swoje ciało. Myślisz sobie: jak mam pokochać swoje ciało, skoro ono jest takie brzydkie? Otóż nie chodzi o miłość do swojej figury, ale do swojego ciała, organizmu. Zacznij szanować i kochać swoje ciało, jakby było Twoim dzieckiem. Dawaj mu wszystko, co najlepsze. Pielęgnuj je. Rozpieszczaj: zdrowym jedzeniem i piciem, sportem, relaksem. Dowiedz się, czego Twoje ciało potrzebuje, by być zdrowe i silne i daj mu to. Niech będzie jak piękna roślina, którą podlewasz i nawozisz, żeby pięknie zakwitła.
Jeśli jesteś mamą, przypomnij sobie, jak byłaś w ciąży i jak bardzo dbałaś wtedy o siebie. Teraz też możesz to robić 😊 pokochaj siebie!

piątek, 12 sierpnia 2016

Efekt jojo- eksperyment

Wakacje, słońce, plaża... Czyli lody, zimne napoje, fast-foody. I jeszcze raz lody 🍨😃
Zmora każdego, kto lubi to wszystko jeść a akurat pięknie się odchudził i nie chciałby znowu przytyć. Czyli konkretnie jest to moja zmora 😐

Sierpień upływa mi pod znakiem eksperymentu żywieniowego.
Czy da się pogodzić zachcianki wynikające z "letniego trybu życia" ze zdrowym trybem życia?
Postanowiłam to sprawdzić na sobie.

Większość treningów odpuściłam sobie totalnie. Zrobiłam może ze trzy spacery 6cio kilometrowe.
Do menu wprowadziłam pieczywo- trochę białego, trochę ciemnego. Była też: pizza, kebab, piwo, cola, ciasto, ciasteczka owsiane, ziemniaki, czekolada, naleśniki, późne kolacje, późne śniadania.
Oczywiście to nie były moje regularne posiłki tylko nazwijmy to weekendowe. Ale nie było ich mało.
Mimo wszystko starałam się jeść owoce i warzywa, pić wodę i jeść co 3godz.
Byłam trochę przerażona tym, co mogę zobaczyć na wadze. Spodziewałam się bowiem kilku kilogramów nadwyżki.

Ale nic takiego się nie stało. Waga utrzymuje się na swoim miejscu. Ufff 😃
To, co zrobiłam w sierpniu, uświadomiło mi, że na moją otyłość pracowałam latami. Nie przytyłam w ciagu miesiąca czy dwóch, ale miesiąc po miesiącu, centymetr po centymetrze rosłam "niezauważalnie".

Przede mną jeszcze kilka dni dyspensy od diety (jadę z wizytą do rodziców, a wiadomo, że nie ma jak u mamy, wszystko smakuje najlepiej... A rodzice ciągle nas karmią, bo takie wychudzone te dzieci... 😉)
Ale już po powrocie zaczynam test nowej diety. Jeszcze mało o niej wiem, trochę nawet się jej boję.
Ale przede mną jeszcze 13kg do zgubienia, spodnie o rozmiarze S do wciśnięcia na tyłek, więc nie ma na co czekać.

Dziękuję mojemu cudownemu mężowi za to, że widział, co w siebie pakuję i nie grzmiał. Chyba ufa w to, że wiem, co robię.
Nam nadzieję, że faktycznie wiem 😖

czwartek, 14 lipca 2016

Jest SUKCES -20kg 🙌🎉🎊


Udało się. Schudłam 20kg.


Jest tak, jak myślałam, ostatni etap, czyli walka o utrzymanie wagi, jest chyba najtrudniejszy. Bardzo chce się spałaszować to, czego od dawna się nie jadło: białe pieczywo, ziemniaczki, schabowe, słodycze. Oczywiście nic by się nie stało, gdybym od czasu do czasu uległa pokusie (i niestety ulegam 😒 ), ale jest ryzyko, że to "od czasu do czasu" będzie zdarzać się zbyt często. A efekt jojo czyha w pełnej gotowości.
Teraz skupiam się już nie na odchudzaniu, a wyrabianiu dobrych nawyków, licząc na to, że te brakujące 13kg spadnie zupełnie przy okazji.
Tymczasem życzę wszystkim podobnych sukcesów.
Jeśli chcesz się do mnie przyłączyć lub masz pytania?- pisz 😃

niedziela, 19 czerwca 2016

Przepis na makaron z rukolą

Czas wykonania- 15, 20min, wliczam tu czas na zagotowanie wody na makaron 😉
Ilość porcji- 4

Koszt- ok 20zł całość, bez kosztu łososia i pomidorków

To super proste danie, bardzo smaczne i co najważniejsze - nisko glikemiczne.

Do wykonania potrzebujesz:
* paczkę rukoli
* makaron wstążki, tagliatelle, najlepiej razowy lub z pełnego przemiału
* śmietany 18%, gęstej
* kostkę fety
* Bazylię, najlepiej świeżą
* Sól i pieprz do smaku
* Może być też pieczony łosoś oraz pomidorki cherry

Makaron gotujesz wg przepisu na opakowaniu. Najlepszy będzie al'dente, ma niższy indeks 😉

W między czasie w małym garnuszku zagotowujesz śmietanę, dodając do niej pokrojoną w kostki fetę oraz rozdrobnione listki bazylii. Ser trochę niech się rozpuści co doda śmietanie smaku. Doprawiasz pieprzem, najlepszy jest świeżo zmielony. Jeśli nie masz świeżej bazylii może być suszona. Ilość ziół dowolna. Zrób tak, jak lubisz.

Na talerzu najpierw ląduje rukola. Mi zajmuje ona pól talerza, bo bardzo ja lubię. Na rukolę układasz makaron, polewasz go sosem. Dla smaku możesz dodać pomidorki koktajlowe.
Danie możesz też zrobić w wersji z łososiem.
Upieczoną w piekarniku rybkę układasz w drobnych kawałkach na samej górze 😃

Proste, nie?

Smacznego 😋

sobota, 18 czerwca 2016

Uwaga kryzys

Dopadło mnie po pięciu miesiącach beztroskiego, spokojnego odchudzania. Mam kryzys 😞



Zaczęło się od tego, że wraz z kontuzją kolana runęły moje plany wzięcia udziału w biegowej  imprezie sportowej. Tyle przygotowań, pracy i wysiłku. Wszystko na nic.



Poziom motywacji spadł drastycznie. Nie mogę biegać, aż kolano nie wydobrzeje. A może już nigdy nie będę mogła? Może to nie dla mnie? To co mam robić? Tak się broniłam przed tym bieganiem, aż w końcu je polubiłam. Po biegu czułam, że naprawdę daję z siebie wszystko. Co mi teraz pozostało?



Znów czuję się gruba i ciężka. Przestałam pić i jeść regularnie.




Czy jest na sali lekarz?



Potrzebuję kopa. Motorka do działania. Coacha. Przywódcy duchowego i wodza.
Jak znaleźć w  sobie to, co miałam jeszcze dwa tygodnie temu, a zgubiłam gdzieś po drodze?




Gdzie moja siła?




Gdzie horyzont?

niedziela, 5 czerwca 2016

Dlaczego nie lubimy kaznodziejów

Od pewnego czasu odwiedza mnie w sklepie kaznodzieja, kapłan chrześcijańskiego kościoła. Pierwsza wizyta była bardzo sympatyczna. Śmialiśmy się, rozmawialiśmy i pożegnaliśmy w radosnych nastrojach. Kolejnym razem było trochę sztywniej, ale również sympatycznie. Za trzecim razem solidnie mnie wkurzył.
Przywitał się i zapytał, czy byłam dziś w kościele. Zatkało mnie. W tym samym czasie zadzwoniła moja mama. Czekałam na ten telefon, więc przeprosiłam kaznodzieję odbierając telefon. Powiedział, że porozmawiamy następnym razem.

Co mnie tak zdenerwowało? Dlaczego czuję się przy tym człowieku co raz gorzej?

Długo nie mogłam sobie tego wytłumaczyć i zrozumieć, ale już wiem.

Kaznodzieja postawił się ponade mną, próbował mnie pouczyć. Poczułam się oceniona, gorsza i postawiona pod ścianą. Miałam się Mu tłumaczyć? Dlaczego On mnie o to pyta? Nic o mnie nie wie, a przychodzi do mojego sklepu i pyta, czy byłam w kościele!
Uznałam to za pychę.

A potem przyszła refleksja: czy ja nie zachowuję się czasem podobnie?
Wszyscy widzą, że znacznie schudłam. Właściwie moje życie toczy się teraz wokół diety i sportu. Dużo o tym mówię, może nawet czasem się wymądrzam? Suszę mężowi głowę, gdy je słodycze, wciskam swoje jedzenie. Najchętniej każdą grubszą dziewczynę zapędziłabym do ćwiczeń i mojej diety.

Czy to nie jest pycha? Dlaczego uważam, że to jedyna słuszna ścieżka? Dlaczego staję się fanatyczką i każdego chcę"uzdrowić"?

Powolutku staję się tym kaznodzieją. On myśli, że gdy nie będzie mówił ludziom o Jezusie,  oni nigdy się o nim nie dowiedzą i nie zostaną zbawieni. Ja- jakbym uważała, że gdy nie będę każdemu mówić o zdrowym stylu życia, to nikt się nie dowie że może schudnąć i być zdrowszym.

Dlatego wybaczcie moją ciągłą paplaninę. Już nie będę o tym mówić na każdym kroku. Kto będzie ciekaw, zajrzy na bloga, sam mnie zapyta. Nie będę już nikogo zachęcać, bo musi to wyjść samo z człowieka, nie pod naciskiem. Będę służyć pomocą dopiero, gdy ktoś mnie o nią poprosi.
Przepraszam 😊

środa, 1 czerwca 2016

Nie słuchaj "złych" podszeptów

Spotykam się często ze stwierdzeniem, że "mam gdzieś jak wyglądam, wygląd to nie wszystko, albo mnie taką akceptują albo nie... itp."

Zauważ, że tak mówią ludzie z lekką nadwagą. Tacy, którzy nie mają problemów z bolącymi stawami, kręgosłupem. Ludzie, którzy nie borykają się ze stanem przed cukrzycowym lub cukrzycą. Ci, co biegnąc do autobusu nie ryzykują utratą przytomności. Oni niczym nie ryzykują. My ryzykujemy wszystkim.

Osoby otyłe borykają się nie tylko z problemami natury fizycznej. Skąd to wiem? Z autopsji.
Nazywam to "syndromem torebki" oraz "szczęśliwy znalazca".
Syndrom torebki to sposób noszenia torebki tak, żeby zasłonić brzuch. Oczywiście tylko nam się wydaje, że cokolwiek zasłaniamy, ale czujemy się lepiej, gdy trzymamy ją z przodu. Gdy rodzaj torebki uniemożliwia takie noszenie, zasłaniamy się rękoma, trzymając je w okolicy brzucha.
Szczęśliwy znalazca to osoba, która często znajduje drobne na chodniku. To na przykład ja. Dlaczego mam takiego farta? Bo nie patrzę przed siebie, tylko pod nogi. Wydaje mi się, że nie patrząc na ludzi sama staję się niewidzialna. Nie zwracam na siebie uwagi.

Ubiór też dużo o nas mówi. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio ubrałam się kobieco. No bo co ze mnie za kobieta? Z takimi boczkami i podwójnym podbródkiem? Lepiej ubrać się na czarno w luźne bluzy i getry niż narazić się na śmieszność zbyt śmiałym strojem.


Szczupli nie mają takich problemów, chodzą wyprostowani, uśmiechnięci, dumni. I tak jak syty nie zrozumie głodnego, tak szczupły nigdy nie będzie wiedział, jak to jest być grubym.
Dlatego nie słuchaj tych, co podcinają Ci skrzydła, krytykują Twoje próby zrobienia dla siebie czegoś dobrego. Ta walka jest ważna, bo dotyczy Ciebie. A nikt tak o Ciebie nie zadba jak Ty sam/a.
Dużo czytaj, porządnie się odżywiaj, dużo się ruszaj. Umaluj się pięknie i idź na spacer 😃

Szybkie ćwiczenie charakteru:
Idź zatłoczonym chodnikiem, samym środkiem. Głowa do góry, pierś do przodu. I nie waż się komukolwiek zejść z drogi. Wszyscy widzą że idziesz i niech ustąpią Ci miejsca. Najwyżej kogoś szturchniesz. Dla mnie to wciąż trudne ćwiczenie 😒


Podobno najbardziej zazdrościmy innym sukcesu. Więc nie przejmuj się opinią znajomych. Rób swoje na przekór i wbrew wszystkiemu.
I pamiętaj, że złego szeptacza masz też w sobie. Nie słuchaj go 😃

sobota, 28 maja 2016

Zaczęłam biegać

To prawda, ale nie oznacza to jeszcze, że polubiłam bieganie.

Stało się coś dziwnego, bo jeszcze dwa tygodnie temu nie byłam w stanie przebiec kilku metrów. A teraz pokonuję pięć kilometrów i zamierzam ten dystans wydłużyć do dziesięciu.

Co się zmieniło? Czy to moje ciało przeskoczyło w inny wymiar?

Myślę że to nie zasługa mojego organizmu. Wszystko siedzi w głowie. WSZYSTKO!

Maszerowałam sobie te swoje 10km i zobaczyłam dziewczynę, którą biegła ostatkiem sił. Właściwie ciągnęła nogę za nogą, wygięta w jakąś kosmiczną pozycję. Widać było po niej, jak wiele kosztuje ją każdy ruch.
I w myślach postawiłam obok niej obraz swojej osoby. Moje bieganie kończyło się od razu, gdy tylko poczułam, że mam nogi. To było lekkie zmęczenie, a ja się poddawałam.

Postanowiłam więc, że przebiegnę dwa kilometry niezależnie od tego, jak się będę czuła. Skoro inni potrafią tak wiele z siebie wykrzesać, to ja nie potrafię? JA?
 I gdy zaakceptowałam fakt, że będzie ciężko i pogodziłam się z tym - coś przeskoczyło na inny tor i zaczęłam biegać. Najpierw dwa kilometry, potem cztery i pięć. Mam zamiar dobić do dziesięciu.
 Już wiem, że się da i mogę to osiągnąć. Wystarczy zaakceptować fakt, że będzie ciężko, ale nie aż taaaak i że to jest do zrobienia. Jest w moim zasięgu i ja zdołam to osiągnąć.
To doskonały trening, ale wcale nie dla ciała. To trening siły woli. Szlif charakteru. To coś, co da mi siłę do walki z innymi przeciwnościami 😃 może kiedyś polubię jogging?

czwartek, 26 maja 2016

Blogerskie Śniadanie Mistrzów

W sobotę miałam niewątpliwą przyjemność spotkania z dwoma wspaniałymi blogerkami: z Alicją z WielkiApetyt.com oraz z Kaliną z 22kilo.pl. Spotkanie odbyło się na Hali Targowej w Gdyni.



Kalina szczególnie zwróciła moją uwagę, bo, tak jak ja, postanowiła schudnąć i dokonała tego! Ta otwarta, pełna pasji gotowania dziewczyna z radością udzielała mi odpowiedzi na pytania, instruowała co, z czego i jak to się je. Jej pasztet z soczewicy zwalił mnie z nóg, miałam ogromną ochotę rzucić się na blaszkę z pasztetem i zabrać do domu to, co tak szybko znikało z talerzyków. Na szczęście wstyd pohamował ten nieposkromiony apetyt i zadowoliłam się tym, co dostałam.



Na blogu Kaliny 22kilo.pl znajdziecie mnóstwo wspaniałych przepisów oraz innych, bardzo wciągających postów.


Okazuje się, że mamy wiele podobnych doświadczeń i zmagamy się z podobnymi problemami, choć podjęłyśmy inną formę odchudzania.



Na zdjęciu ja (w czarnej koszulce w białe paski) niezmiernie zadowolona z perspektywy rychłego pałaszowania 😃



fot. P. Kozłowski/Agencja Rozwoju Gdyni




PS. Kalina też nie lubi biegać 😃

środa, 25 maja 2016

Ćwiczenia i masażery niezbędnikiem absolutnym

No i stało się. Myślałam, że nie byłam AŻ TAK gruba i że gdy schudnę, nie będę miała problemu z jędrnością skóry. Przecież dużo się ruszam, trochę ćwiczę...

Myliłam się 😞

Tragedii nie ma, ale super też nie jest. Skupiłam się na skórze brzucha oraz ud. Dbam też o twarz, używam kremu liftingującego.
Ale zapomniałam o rękach 😒
Tkanka tłuszczowa topnieje, ale skóra żyje swoim własnym życiem i w swoim tempie reaguje na zmiany. Na ramionach zrobiły się tzw. pelikany, firanki.

Z tego powodu mam trochę doła. Jestem też zła na siebie, że do tego dopuściłam!

Moje postanowienie:
1. Używać ostrej rękawicy masującej, takiej z surowego sznurka. Masować brzuch, uda, pośladki i piersi.
2. Stosować CODZIENNIE balsam ujędrniający.
3. Ćwiczyć tricepsy co wieczór, by ramiona wróciły tam, gdzie ich miejsce.
4. Robić tzw. planki, czyli deski, żeby wzmocnić mięśnie brzucha i kręgosłupa.
5. Przeprosić się z Panią Chodakowską. Wie kobieta, co robi 😏

sobota, 21 maja 2016

Dlaczego mi się udaje, a Tobie nie?

Który to już razy podchodzisz do diety? Na jak długo wystarcza Ci motywacji, żeby trzymać fason, nie poddawać się i walczyć o zdrowie i piękną sylwetkę? O lepszą wersję siebie?
Wiesz co? Coś mi to przypomina...

Zaczęłam palić papierosy w wieku 17tu lat. Na początku paliłam stosunkowo mało, bo pieniędzy w kieszeni nastolatki wystarczało na kilka papierosów dziennie. Doszłam do 20 szt. dziennie. Paliłam do 37go roku życia z kilkoma krótkimi przerwami. Pierwsza przerwa trwała dwa tygodnie, druga trzy miesiące.
Z jakiegoś powodu wracałam do nałogu. Ci, co nigdy nie palili, pomyślą, że szkoda wracać do palenia, skoro wytrzymało się dwa tygodnie... Ci, którzy palą lub palili wiedzą, jak łatwo jest ulec pokusie małego dymka.

Dlaczego udało mi się rzucić palenie po 20tu latach?

Bo PODJĘŁAM TAKĄ DECYZJĘ.

Poprzednie epizody to były tylko próby. Na zasadzie "chciałabym rzucić, podjęłam próbę rzucania, staram się..." Aż przyszedł moment, kiedy POSTANOWIŁAM nie palić. Nie i już. Nawet kupiłam sobie w tym celu Desmoksan, ale zużyłam tylko kilka tabletek. Nie były mi potrzebne.

Czy chciało mi się palić? Tak. Czy da się to wytrzymać? Tak. Czy myślę o powrocie do nałogu? Nie. Nie, nie, nie!

Taką decyzję podejmuje się na całe życie. Nie jest to rozwiązanie tymczasowe.
A jak to się ma do odchudzania?

Oglądamy czasem w telewizji programy o tym, jak to pewna pani czy pan postanowili się odchudzać, opowiadają o swojej drodze i jak długo to trwało. Im się udało. A nam? Dlaczego oni odnieśli sukces i kłują nas w oczy przepaścią między paskiem starych spodni a linią brzucha? Chcą nas dobić? Zawstydzić?

Myślę, że odnieśli sukces, bo podjęli decyzję by być zdrowym i szczupłym. Decyzję na całe życie.

Nic nie da myślenie, że "jeszcze miesiąc się pomęczę i będzie dobrze. Schudnę jeszcze kilka kilo i spałaszuję pizzę". Nie uda Ci się, jeśli będziesz tęsknić za Mc.Donaldem lub kebabem. Nie ma za czym tęsknić, bo takie jedzenie poprostu nam szkodzi, nie służy naszemu zdrowiu.

Bo odchudzanie to nie tylko dieta. To zmiana sposobu myślenia, zmiana stylu życia, przewartościowanie wszystkiego. Trwała zmiana na lepsze.

Urodziłam dziecko, rzuciłam palenie... Poradzę sobie z odchudzaniem. Wiem, że tak 😃

wtorek, 17 maja 2016

Wyzwanie

Kochani, zdarza się nawet najbardziej wytrwałym stracić motywację i siłę do walki o coś, czego pragniemy. Dlatego warto stawiać sobie wyzwania, żeby pobudzić ducha walki.
Chyba każdy z nas ma w swojej szafie ciuchy, które już na nas nie pasują, ale bynajmniej nie dlatego, że wyszły z mody. Poprostu już się w nie nie mieścimy, ale wciąż mamy nadzieję, że kiedyś schudniemy i w nie wejdziemy.

Macie coś takiego?

Ja mam dwie pary spodni, które szalenie mi się podobają, ale niestety są na mnie za małe o kilka rozmiarów. Mogę je wcisnąć na siebie do połowy uda. Na wciągnięcie ich na pupę nie ma szans.

Wyzywam Cię na pojedynek!

W komentarzu zamieść zdjęcie ubrania oraz informację, o ile rozmiarów jest za mały.
Za pół roku wracamy do przymiarki i robimy fotkę siebie w tym ciuszku 😃 kto osiągnie najbardziej spektakularny efekt, otrzyma ode mnie zestaw kosmetyków.

Podejmiesz wyzwanie? Panowie również 😃

Oto moje spodnie:


Obydwie pary wylądują na moim tyłku za 0,5 roku albo wymyślicie mi karę 😉

niedziela, 8 maja 2016

Must have w swojej kuchni

1) Owoc morwy białej- nie przypadkowo jest na pierwszym miejscu. Jest bardzo słodki. Gdy masz napad wilczego głodu na słodycze zawsze warto rzucić się na morwę a nie na  batona. Przyda się też w domu tabliczka gorzkiej czekolady. Lepszy rydz niż nic 😉
2) herbatka z liścia morwy- sprawdza się, gdy musisz zjeść coś, co ma podwyższony indeks glikemiczny. Napar pijesz przed posiłkiem.
3) cytryna- najlepiej pić wodę z sokiem z połówki cytryny 0,5h przed posiłkiem. Zadbaj o dużą ilość cytryny w domu. Dzięki niej przyspieszysz metabolizm i szybciej schudniesz.
4) woda niegazowana- ja wybrałam Cisowiankę, bo wspiera UNICEF. Fajny jest też Żywiec, bo sadzi drzewa. Ekologia to podstawa 😃 miej w domu wodę w różnych miejscach, żeby ją ciągle widzieć, co przypomni Ci, że masz ją pić.
5) młody jęczmień- pity rano razem z wodą z cytryną pobudza soki trawienne, przyspiesza metabolizm i na dodatek jest zdrowy.
6) ocet balsamiczny- dodany do sałatki pomoże Ci szybciej schudnąć 😃 taki mistrzunio 😉
7) olej kokosowy- do smażenia, pieczenia itd
8) mąka kokosowa- zamiast zasmażki ze zwykłej mąki.

poniedziałek, 2 maja 2016

Przykładowe menu

ŚNIADANIE
1) jogurt naturalny z płatkami owsianymi, jagodami goji, owocami morwy itp, herbata
2) jajecznica na maśle z dwóch jajek, kromka pupernikla z masłem, pomidorem i papryką
3) pomidor z mozarellą i oliwką.


DRUGIE ŚNIADANIE
Do wyboru jabłko, pomarańcza, mandarynki, brzoskwinia itp lub kawa z cukrem i mlekiem zamiast owoców.


OBIAD
1) grillowana pierś kurczaka z surówką z jabłka i marchewki
2) pieczona ryba z batatem
3) miks sałat z jogurtem naturalnym i przyprawami, tuńczyk.


PODWIECZOREK
Marchewka, sok wielowarzywny, kefir, szynka drobiowa z pomidorkiem lub ogórkiem i jogurtem naturalnym, sałatka owocowa, koktajl jogurtowo- owocowy.


KOLACJA
1) jajko na twardo z pumperniklem
2) sałatka gruszka- ser pleśniowy
3) owsianka


To tylko przykład. Można zamieniać miejscami posiłki, np. obiad zjeść na kolację. Ja tak robię, bo w pracy nie mam możliwości podgrzać sobie jedzenia.


Jeśli idziesz na imprezę, pij wytrawne wino zamiast piwa.

Nie unikaj tłuszczu! Masło, ryby , oliwa- to wszystko jest Ci potrzebne. Jeśli bardzo chcesz, wybieraj ryby chude i grilluj je lub zapiekaj.

Unikaj cukru a nie kalorii.

Nie kupuj gotowców w słoikach i surówek oraz sałatek w pojemnikach. Przygotuj sobie wszystko sam/a.

Warzywa i owoce kupuj na miejscowym ryneczku, a nie w marketach. Tam wszystko aż się klei od konserwantów.

Sprawdzaj pochodzenie produktów. Im dłużej do Ciebie jechały tym gorzej.


No i najważniejsze - im prostsze danie tym bardziej lekkostrawne 😉

sobota, 30 kwietnia 2016

Małe kroki- wielka sprawa

Nie od razu Rzym zbudowano. Gdyby kazano Włochom postawić to piękne miasto w kilka miesięcy, na pewno wyemigrowaliby do Hiszpanii, gdzie wszystko jest Mañana.
Wszystkie zmiany w menu oraz w aktywności fizycznej wprowadzam stopniowo, dopiero, gdy się już przyzwyczaję do zmiany:


Pierwsza zmiana:

DIETA- Po przebudzeniu piję wodę z sokiem z połówki cytryny oraz łyżeczką młodego jęczmienia. Po ok 0,5h KONIECZNIE śniadanie. Bez tego nie wychodzimy z domu. Jem 5 posiłków dziennie- śniadanie ok 8mej rano kolacja o 18tej. Bez wody się nie ruszam 😃 nie jem słodyczy, ale raz dziennie piję słodką kawę z mlekiem i jedną herbatę, a co!

SPORT- codziennie lub co drugi dzień robię godzinną rundę wokół osiedla. Nie biegam. Maszeruję.


Druga zmiana:

DIETA- Kupuję słodzik ze stewii. Kawa w tej wersji jest nie do przyjęcia, więc przestaję ją słodzić, herbatę odrobinę dosładzam słodzikiem. Zamieniam pieczywo na pumpernikiel. Wprowadzam do picia herbatkę z liścia morwy. Jedna dziennie przed obiadem wystarczy.

SPORT- zwiększam tempo marszu. Utartą ścieżkę staram się pokonać w jak najlepszym czasie. Nie biegam. Szukam wysokich schodów w okolicy.


Trzecia zmiana:

DIETA- Odstawiam ziemniaki oraz biały ryż. Wszystkie surówki robię sama, nie kupuję gotowców, słoików itp. Witam się z dawno zapomnianym grillem elektrycznym. Nie smażę. No dobra, czasem smażę 😉

SPORT- wydłużam dystans marszu. Wcześniej było to ok 5km, dążę do 10km. . Nie biegam.


Czwarta zmiana:

DIETA- produkty z czerwonej listy zniknęły. Kupuję produkty świadomie, polskiego pochodzenia (mają mniej " utrwalaczy", działam ekologicznie). Drugie śniadanie to owoc, podwieczorek to warzywo. Nie słodzę już herbaty, z kawy rozpuszczalnej przeszłam na świeżo zmieloną. Nie używam już słodzika, chce ktoś?

SPORT- Marsz łączę z truchtem, czyli tzw. interwał. Nie lubię biegać. W domu robię brzuszki. Zapoznałam się też z Panią Chodakowską, ale spotykamy się rzadko 😐 jest trochę wymagającą osobą.


ps. Nie cierpię biegać 🏃😒



piątek, 29 kwietnia 2016

Trzy etapy odchudzania- etap III- utrzymanie wagi

Do tego punktu jeszcze nie doszłam. Trochę wyobrażam sobie jak to będzie, choć myślę, że będzie podobnie.
Po pewnym czasie przestawiamy się z trybu "odchudzanie" na tryb "odżywianie". Produkty z czerwonej listy- spójrz na nią: Czy można obejść się bez tych pozycji?
Niektórzy powiedzą, że nie obejdą się bez piwa. I słusznie, bo zimne piwko jest mmmmm.... Gdy już doprowadzimy się do stanu upragnionego, będziemy dbać o prawidłową zawartość talerza, nie przytyjemy od dwóch piwek. Oby tylko nie weszło ono na stałe do naszego menu. Ja przestawiłam się na wytrawne wino. Do tego ser z niebieską pleśnią i winogrona albo lepiej gruszki. I imprezę można zaczynać 😃
O zamiennikach jeszcze napiszę a ten rozdział będzie bogatszy, gdy będę go testować na własnej skórze.
A Ty co robisz, żeby utrzymać wagę? Masz jakiś sprawdzony sposób?

czwartek, 28 kwietnia 2016

Trzy etapy odchudzania - Etap II

Za nami wszystko, co najgorsze. Wszystkie batoniki pochowane po kątach i torebkach zostały tylko wspomnieniem. Organizm nie domaga się już cukru jak narkoman działki 😃 możemy spokojnie spoglądać na witryny cukierni bez ślinotoku (ja wciąż to robię... chociaż sobie popatrzę 😉). Już wiemy, że damy radę. Metabolizm trochę zwalnia, ale waga wciąż spada i to się liczy.
Teraz możesz sobie pozwolić na trochę więcej sportu, bo jesteś lżejsza/y, masz więcej energii.
Jest to czas na zrobienie czegoś tylko dla siebie. Ciuchów sobie jeszcze nie kupuj, bo to bez sensu. Ale możesz skupić się na jakości posiłków, różnorodności... Pora zrekompensować sobie lata zaśmiecania organizmu i wprowadzić zdrowe nawyki. Pomyśl, co sprawia Ci przyjemność. Idź na masaż, zafunduj sobie Fish Spa, cokolwiek. Zasługujesz na nagrodę 😃 spisałaś/łeś się na medal!
PAMIĘTAJ!!!
Dbaj o skórę. Masuj ją szorstką rękawicą, używaj balsamów, a na twarz stosuj kremy liftingujące. Zwisom mówimy NIE!!!

Trzy etapy odchudzania- etap I

Stało się, decyzja zapadła, już pozamiatane i basta. Odchudzam się- tak było kilka miesięcy temu.
Na początku drogi, którą nie szliśmy, nie wiemy co nas czeka. Dla jednych to przygoda, której pragną a dla innych stres. Może pomogą Ci troszkę moje zapiski?
Odchudzałam się już kilka razy, Ty zapewne też. Czasem dwa tygodnie, czasem dwa miesiące. Ale z jakiegoś powodu dieta się kończyła a kilogramy jak bumerang wracały by nas jeszcze bardziej dobić.
Zauważyłam w sobie pewne reguły, dlatego podzieliłam odchudzanie na trzy etapy.
ETAP 1
Ten najfajniejszy 😃 mamy mnóstwo energii do działania, zapał do ćwiczeń i mnóstwo pomysłów na to, w co się ubierzemy jak już będziemy świetnie wyglądać.
Kilogramy lecą w dół, nasze zadowolenie wzrasta a czujność niestety spada. Tu pojawia się pierwsza pułapka, przynajmniej u mnie 😒
Ta żarłoczna część mnie szepce mi do ucha: Tyle już schudłaś, zasługujesz na nagrodę! Zjedz sobie tego batonika, świat się nie zawali! No i oczywiście jem, bo od jednego grzeszku nikt jeszcze nie umarł... Potem na talerzu lądują ziemniaczki ze schabowym i tak jakoś dieta się rozłazi gdzieś po kątach, a zgubione kilogramy wracają chichrając się ze mnie.: Warto było się tak męczyć? Przecież kochasz jeść. Rób to, co kochasz...
I to jest właśnie pierwszy etap: Decyzja o odchudzaniu, którą chyba podjęłaś/łeś, skoro to czytasz, a potem załamanie motywacji i spadek zaangażowania.
U mnie pierwszy kryzys następował po ok dwóch tygodniach. Ale tak się działo, gdy byłam na wszelakich dietach- kopenhaskiej, 1000 kalorii itp.
Odkąd zaczęłam się odżywiać, a przy okazji odchudzać, ten kryzys był tak łagodny, że prawie go nie zauważyłam!
Zapewne dlatego, że pilnuję systematycznego jedzenia (co trzy godziny) i nie jem wysoko- glikemicznych potraw.
PAMIĘTAJ!!!
Nawet, jeśli miałaś/łeś chwilowy spadek formy- nie rezygnuj! Wykasuj sobie tą małą wpadkę z pamięci i dąż do celu. Jeden mały krok w tył i trzy do przodu, to wciąż rachunek dodatni 😃

O tym będę pisać,jeśli chcesz poczytać

1.Motywacja- co mnie inspiruje a co dołuje
2.Ćwiczenia czyli o tym, jak nie znoszę biegania
3.Małe kroki- wielka sprawa
4.Nagrody- shopping bez wyrzutów sumienia
5.Trzy etapy odchudzania czyli co mnie czeka a co za mną
6.Kuchenne inspiracje = pusto w garach
7.Kosmetyki i masażery niezbędnikiem absolutnym

Co jem, czyli paskudne cukry

Zanim zaczniesz czytać o tym, co pałaszuję wiedz, że to działa. Schudłam już 15kg i chudnę wciąż. Mam przed sobą jeszcze ok 20kg do zgubienia, ale wcale mnie to nie przeraża. Wiem, że zrobię to z palcem w nosie, bo nie jest to wcale trudne. Przynajmniej na tym etapie…

Naiwnie myślałam, że odkryłam cudowny sposób na zdrowie i szybkie chudnięcie, ale oczywiście zrobił to już pewien Pan, niejaki Montignac.

Prowadził badania nad dziwnym zjawiskiem: zdarza się, że tyjemy mimo niskiej zawartości kalorii w daniu, albo chudniemy mimo istnej bomby kalorycznej. Czyli ilość przyjmowanych kalorii nie ma większego znaczenia. Czyli co ma?
Cukry.
I tak stworzył tabelę surowców, które mają najniższy, średni i największy indeks glikemiczny. Działa to w skrócie i na chłopski rozum tak: im niższy indeks glikemiczny, tym wolniej i dłużej uwalnia się glukoza do naszej krwi.
No i co z tego- pomyślałam? Co mi to daje?
Wypunktuję:
Nie chodzę głodna
Nie jestem śpiąca po jedzeniu
Mam energię przez cały dzień
CHUDNĘ

Zasada diety ( na etapie, na którym jestem, nie wgłębiłam się jeszcze w książki tego mądrego pana) jest prosta: jeść regularnie (co 3godziny) głównie produkty z zielonej listy. Jeśli nie mam pomysłu na obiad, albo nie mogę zrezygnować z kanapki ( kocham je na umór) korzystam sporadycznie z listy pomarańczowej. Lista czerwona jest poprostu zakazana. Zapomnij o tych produktach.

I tak co tydzień waga pokazuje o 1kg mniej, w udzie ubywa 1cm/ tydzień, ja czuję się coraz fajniej 😃

Tak to wygląda w skrócie.
Tabele z indeksem glikemicznym znajdziesz tu:
https://files.acrobat.com/a/preview/ae2462d2-dff6-472d-b37e-803fc689bc14

Jestem szczęśliwa
-15kg!!! 😃😁😄




Ja pobrałam je sobie na komórkę i zerkam na nią, gdy planuję zakupy 🏬

O diecie- początek podróży z plecakiem 88kg

Jak to zwykle bywa, postanowiłam wziąć się za siebie od 1go stycznia. Nigdy nie robiłam postanowień noworocznych, więc nie miałam nic do stracenia. Najwyżej zasilę grono tych, co próbowali, ale nie wyszło.
Nie chciałam zaczynać żadnej konkretnej diety. No bo co, jeśli akurat nie będę mogła zjeść tego, co autor menu miał na myśli? Pracuję od 9tej do 17tej i trochę mi się nie uśmiecha jedzenie zimnego obiadu z pudełka.
Żeby jakoś zacząć wyznaczyłam sobie trzy cele:
1.Zaczynać dzień od szklanki wody z sokiem z połówki cytryny. W miarę możliwości pić tą miksturę przed każdym posiłkiem, od czasu do czasu dodając młody jęczmień. Jest naprawdę ohydny, więc nie robię tego zbyt często, przyznaję się…
2. Jeść pięć posiłków dziennie co trzy godziny. Nigdy nie zapominać o śniadaniu a kolację zjeść najpóźniej o 18tej. Pić wodę bez gazu.
 3. Odstawić słodycze 😞 ten punkt jest dla mnie osobistą tragedią, ponieważ kocham czekoladę, batoniki i ciasta. Ale tym tematem zajmę się później, na pewno coś da się zrobić w tej kwestii…
Podobno nasz organizm jest takim cwaniakiem, że gdy narzucimy mu zbyt dużo nowości na raz, ten buntuje się szepcząc nam do ucha, że nie warto się męczyć i lepiej się poddać już na starcie.
 Dlatego plany o odchudzaniu snuję sobie po cichutku, od czasu do czasu przemycając coś nowego. Chyba dla tego wszystkie poprzednie zrywy kończyły się po dwóch tygodniach.
 Dziś mija czwarty miesiąc mojej walki o siebie, jestem lżejsza o 15kg. Ale o tym na razie sza, bo usłyszy o tym ta szelma we mnie, która wciąż się poddaje i będzie po odchudzaniu…


A jaki był Twój początek? Ile razy udało Ci się poddać i zaczynać wszystko od nowa?